Mariaże mody

By | 19:11 Napisz komentarz




 Jeszcze sto lat temu prym wiodło haute couture, a moda była dostępna dla nielicznych i wyłącznie zamożnych. Wraz z upływem czasu pozycja wykwintnego krawiectwa traciła na znaczeniu na rzecz domów pret-a-porter, oferujących ubrania wysokiej jakości gotowe do noszenia. Te z kolei po jakimś czasie musiały częściowo ustąpić pola szybkim i  tanim sieciówkom. Dziś haute couture  stanowi mniejszościowy udział w rynku (jednak dzięki swojej nieograniczonej ekspresji artystycznej i kunsztowności wykonania pozwala na łączenie mody ze światem sztuki),  projektanci mody luksusowej dyktują trendy na wybiegach (choć już nie z taką siłą jak dawniej), sieciówki czym prędzej co ujrzały, kopiują i udają Greka, iż wcale tego nie czynią, moda uliczna łączy luksus z masówką, a projektanci tą ulicą czasem się zainspirują. I tak dalej, i tak dalej, koło się zamyka.


Nie wszyscy jednak mogą pozwolić sobie na ekskluzywną, oryginalną odzież, jedyne co im pozostaje to śledzenie z zapartym tchem cosezonowych pokazów. Na szczęście żyjemy w XXI wieku gdzie wszystko jest możliwe, a światowej sławy projektanci co jakiś czas schodzą z piedestału i decydują się na współpracę z firmami oferującymi produkty masowe.


 H&M'u nikomu przedstawiać nie trzeba. Karla Lagerfelda też raczej nie. Dyrektor kreatywny m.in. Chanel zazwyczaj wszędzie i wszystko robi jako pierwszy, stąd też nie dziwi fakt, że akurat on w 2004 roku przetarł ślady w łączeniu świata "high fashion" z sieciówkowym. Kolekcja oczywiście była hitem, a H&M od tego czasu corocznie zaprasza do kolaboracji któregoś z czołowych projektantów (wyjątkiem była Anna Dello Russo). Korzyści są obustronne m.in. zyski ze sprzedaży i zwiększenie rozpoznawalności czy też obecności obu marek w świadomości konsumenta.
 Nie inaczej będzie w tym roku, za niecały miesiąc w sklepach szwedzkiej firmy pojawi się kolekcja autorstwa Oliviera Rousteninga z Balmain. Cała akcja jak zawsze jest szeroko nagłaśniana i komentowana na długo przed możliwością zakupu. Jedni śmieją się, że złożyli już wniosek o kredyt, drudzy pomału planują koczowanie pod wejściem aby mieć największy wybór. Trzecim typem są ludzie zawsze widzący we wszystkim możliwość zysku, a  ich celem są torby i wieszaki z logo- zawsze przecież można je wystawić na allegro za absurdalną kwotę (spróbować je sprzedać to jedno- gorzej jeżeli faktycznie ktoś to kupuje). Do ostatniej grupy należą osoby wyznające zasadę " skoro nie stać mnie na właściwą linię marki, nie będę kupował tańszego substytutu". Współpracami H&M'u z projektantami można się ekscytować lub nie, ja osobiście nie jestem zainteresowana ze względu na niewspółmiernie wysokie ceny w porównaniu do jakości wykonania i użytych materiałów. Myślę jednak, iż warto zwrócić uwagę na kilka spraw.


Wydarzenie nigdy nie przechodzi niezauważone, co więcej, towarzyszy mu często ogólne podniecenie przyszłych zakupowiczów. Nikomu nawet przez myśl nie przyjdzie, że reputacja projektanta może przez całą akcję ucierpieć, a marka dla której projektuje na co dzień, straci na wizerunku w oczach stałych nabywców dóbr luksusowych. Nikt nie patrzy na to w ten sposób, wręcz przeciwnie, w wielu oczach designer staje się jeszcze bardziej prestiżową personą, skoro został wybrany i dołącza do zacnego grona "haendemowiczów".


Dlaczego piszę o tym właśnie teraz? Otóż na naszym rodzimym  podwórku ostatnimi czasy lekko zawrzało, a temperatura nieznacznie podniosła się pomimo coraz chłodniejszych dni.  Jakiś czas temu Gosia Baczyńska, bezapelacyjnie jedna z najważniejszych postaci polskiej mody, ogłosiła wypuszczenie na rynek mini kolekcji "dla wszystkich kobiet i na każdą kieszeń". Zachwytem nad pomysłem nie byłoby końca gdyby nie fakt, iż rzeczy zostaną wystawione na sprzedaż w Rossmannie. Pojawiły się nieprzychylne komentarze, jakoby projektantka sabotowała własną markę, a ta w wyniku całej akcji straciła na swoim blasku i ekskluzywności. No bo kto to widział, sygnować swoim nazwiskiem ubrania, które można znaleźć gdzieś między działem z papierem toaletowy i pampersami a karmą dla zwierząt. Niektórym cała sytuacja przypomina nie tak dawną współpracę Wittchen z Lidlem, która zbulwersowała co poniektóre wierne klientki marki z wyrobami skórzanymi.


Siedzę i zastanawiam się, od kiedy to zakupy w Rossmannie są synonimem obciachu? Jest to sieć drogeryjna, a nawet jeżeli byłaby dyskontem, to co z tego? Myślę, że warto zastanowić się, co tak naprawdę jest dla nas ważniejsze- to co kupujemy, czy miejsce dokonania zakupu? Co liczy się dla nas bardziej, jakość  produktu czy sposób zapakowania ? Oczywiście, znacznie przyjemniej jest pójść do eleganckiego sklepu z przyjemnym zapachem, gdzie wszystko jest pięknie wyeksponowane i ładnie pakowane. Jest to jednak wyłącznie chwilowe doznanie, mające na celu wzbudzenie poczucia luksusu i tym samym dyskretne zachęcenie do pozostawienia pieniędzy. Czy naprawdę kupując poliestrową (o zgrozo) bluzeczkę, ale za to w "prestiżowym" butiku czujemy się lepiej?
Żeby nie być gołosłowną udałam się do kilku Rossmannów aby na własne oczy zobaczyć ofertę. W miare możliwości rzeczy zostały wyeksponowane, aczkolwiek na pierwszy rzut oka całokształt nie zachęca do zakupu. Większość ubrań i akcesoriów została wykonana z dobrych materiałów, sprawiają również wrażenie porządnie wykonanych (świetne, miękkie szale!). Biorąc pod uwagę ceny, które są przystępne, kolekcja spokojnie może konkurować z  najpopularniejszymi sieciówkami, a nawet prezentuje się od nich lepiej. Jedyny problem może stanowić brak możliwości przymierzenia na miejscu, nie wiem również jak wygląda w tym przypadku polityka zwrotów. Moim skromnym zdaniem, mając na uwadze miejsce sprzedaży, kolekcja składająca się wyłącznie z akcesoriów byłaby bardziej trafiona, nie jest to jednak aż tak istotne. Bardziej czuje się zawiedziona "bezpłciowością" kolekcji. W większości są to rzeczy basicowe, z pewnością idealnie sprawdzą się jako baza. Jedyne czego mi brakuje, to małych detali, czegoś, po czym od razu można by poznać, że mamy do czynienia z rzeczami od Baczyńskiej. Bo niestety, gdyby nie obecność bluzki z czarnym sercem, na metkach równie dobrze mogłby widnieć napis "A by Ala". Z drugiej strony jest popyt to jest i podaż, nieprzekombinowane rzeczy powinny znaleźć odbiorców. Podsumowując, całość odbieram jednak pozytywnie.


Z całej tej sytuacji kolekcja nie jest najistotniejsza. Gosia Baczyńska jest niezaprzeczalnie utalentowaną kobietą , a jej ubrania to często małe wielkie, rękodzielnicze dzieła sztuki. Jej twórczość spokojnie można zaliczyć do kategorii "high fashion", dlatego też komentarze mówiące o tym, iż od teraz projektantka będzię kojarzona przede wszystkim z Rossmannem są daleko krzywdzące. Dlaczego współpraca osoby, posiadającej osiemnastoletnią markę z ugruntowaną pozycją, z drogerią miałaby stanowić rysę na wizerunku? Czym różni się ta sytuacja od wcześniej wspomnianymi kolaboracjami H&M'u, poza skalą i rozmachem wydarzenia? Moim zdaniem niczym. Co więcej, dlaczego tak ochoczo dyskutuje się na ten temat, a tak niewiele mówi o niewątpliwym sukcesie Baczyńskiej jakim jest czterokrotne pokazanie swoich kolekcji na wybiegu Paryskiego Tygodnia Mody? Jest to wspaniałe wyróżnienie ale też lata ciężkiej pracy jak i ogromnych nakładów finansowych. A polska moda dalej nie jest traktowana poważnie, dalej nie widzi się biznesowego potencjału, a bardzo często artystyczne mrzonki osób, które pewnie muszą mieć z lekka nierówno pod sufitem, żeby zajmować się jakimiś tam "ciuchami". Dlaczego zachwycamy się tylko m.in. sukcesami sportowymi, a polska projektantka podbijająca Paryż już nie jest powodem do dumy?


Jeżeli współpraca z Rossmannem pomoże dalej urzeczywistniać marzenia o Paryżu, to jestem jak najbardziej za. Nie pozostaje mi nic innego jak dalej trzymać kciuki za Gosię Baczyńską i życzyć samych sukcesów.



PS.A jakie jest wasze zdanie?

Zdjęcia pochodzą z internetowej strony Rossmanna.
Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: