Vagabond

By | 06:16 2 komentarze




Nigdy specjalnie nie ciągnęło mnie do ubrań o szeroko pojętym charakterze sportowym. 


Paradoksalnie, znacznie bardziej komfortowo czuję się w koszuli zapiętej pod szyję, aniżeli luźnym t-shircie w zestawie z jeansami (których z resztą nie posiadam). Oczywiście trudno, żebym w podstawówce biegała po korytarzach w marynarce, niemniej jednak już wtedy bardzo mi się podobały. Podobnie było z butami. Po epoce trampek (podstawówka) oraz glanów (gimnazjum, początek liceum), na drobre zrezygnowałam z tego rodzaju obuwia na rzecz obcasów, niższych bądź wyższych. Stąd też często mogłam usłyszeć "A co Ty dzisiaj tak elegancko? Umówiłaś się gdzieś?" Nie, nigdzie. Po prostu tak czuję się najlepiej, jestem sobą.

 Z czasem jednak zaczęłam zastanawiać się jak przełamać tę "sztywność". Zaczęło się od butów, kiedy przypadkowo w internecie trafiłam na swoje pierwsze "vagabondy"- czarne lakierowane oksfordy na grubej gumowej platformie. I identycznie jak w przypadku COS-a, jest to miłość od pierwszego wejrzenia.

Obecna na polskim rynku od stosunkowo niedawna, marka Vagabond powstała w latach sześćdziesiątych w Szwecji.

 Początkowo specjalizowała się wyłącznie w obuwiu męskim, by z czasem poszerzyć swoją ofertę o buty damskie i akcesoria. Charakterystyczną cechą ich designu są grube, stabilne platformy, które, co ważne, pomimo swojej masywności są zadziwiająco lekkie. Bo wygoda i komfort noszenia to drugie imię marki. Każdy kolejny prezentowany model udowania, że "modnie" nie musi być synonimem "niewygodnie". Co więcej, jakość wykonania i użytych materiałów jest kolejnym atutem, którym może poszczycić się marka. Zadziwiająca jest również uniwersalność- buty praktycznie komponują się z każdą stylizacją, stanowiąc idealną "kropkę nad i". Jeżeli jednak ktoś nie ma ochoty czy też odwagi zdecydować się na platformy, spokojnie znajdzie dla siebie w ofercie rzeczy klasyczne, które posłużą latami. Nie należy spodziewać się ceny jak z popularnej sieciówki, natomiast moim zdaniem te praktycznie nie do zdarcia buty, są warte odpuszczenia sobie dwóch par kiepskich jednosezonówek. Zawsze też można coś upolować na wyprzedaży czy w internetowym outlecie.

Obecnie Vagabond dostępny jest stacjonarnie w 25 krajach, ponadto prowadzi sprzedaż internetową. Jeżeli jakiś model nie jest dostępny w salonie, można sprowadzić go do sklepu, co jest miłym udogodnieniem. Pomimo stale zwiększającej się sprzedaży, marka nie spuszcza z tonu i dalej oferuje wysoką jakość z designerskim sznytem. I, co jest równie istotne, zwraca uwagę na CSR, czyli społeczną odpowiedzialność biznesu. Pisałam już wcześniej o wyrobach ze skóry naturalnej i problemach dotyczących pochodzenia skór czy podejścia do zdrowia i ekologii. Cieszy mnie (i zachęca do kolejnych zakupów) fakt, iż Vagabond nie używa skór zwierząt zarzynanych wyłącznie w tym celu, stara się kontrolować łańcuch produkcji, pracuję nad redukcją wykorzystywanych chemikaliów, współpracuje z różnymi organizacjiami m.in. UNICEF-em oraz zwraca uwagę na warunki pracy podwykonawców. I bynajmniej nie jest to popularny greenwashing, którym ostatnimi czasy wiele firm stara się wybielać swój wizerunek. 

Podsumowując, Vagabond to dobry wybór.


fot. Ola Michalewska
https://pl-pl.facebook.com/michalewskaphotography?fref=nf



















buty: Vagabond
bluzka: COS
spodenki: MassimoDutti
torebka: Solar
okulary: Brylove
pierścionki: W.Kruk, Apart
Nowszy post Starszy post Strona główna

2 komentarze: