Viva!Moda, quo vadis?

By | 05:40 Napisz komentarz





Nie funkcjonuję bez kawy i z pewnością nie jestem w tej kwestii odosobniona. Bardzo lubię ten moment w ciagu dnia, kiedy wiem, że mam chwilę dla siebie i nie muszę się nigdzie spieszyć. Wtedy najczęściej przygotowuję w swoim ulubionym kubku tę jakże aromatyczną używkę, a pozostały czas przeznaczam na modę (koniec końcow jako rasowa blogerka muszę być na bieżąco z tym, co w fashion trawie piszczy ;D) W zakładkach na komputerze mam kilka portali/blogów, na które zaglądam regularnie, niemniej jednak w moim przypadku kawa smakuje najlepiej w towarzystwie papierowego magazynu. Do tej pory była to często Viva!Moda, ale chyba niestety będę musiała trochę zmienić moje dotychczasowe przyzwyczajenie.

 Viva!Moda jest kwartalnikiem w większości poświęconym modzie oraz kulturze i mniej urodzie. Nie posiada żadnego kącika psychologicznego, co zawsze w gazetach mnie irytuje. Pod batutą znakomitej Agnieszki Ścibior sprawiał wrażenie dokładnie przemyślanego i zaplanowanego od a do z, z naprawdę ambitnym podejściem do tematu. W środku zawsze mogłam znaleźć interesujące artykuły, ciekawe wywiady i inspirujące, autorskie sesje na bardzo wysokim poziomie plus raport z wybiegów i dosłownie kilka stron poświęconych trendom. Wiem, brzmi banalnie, ale tak właśnie było. Do tego nienachalna, elegancka szata graficzna i estetyczna okładka spinały wszystko w spójną całość. Spośród popularnych magazynów dostępnych na naszym rynku w języku polskim, to właśnie ten tytuł najbardziej spełniał moje oczekiwania. Ze względu na swoją merytoryczność i profesjonalizm Viva!Moda naprawdę biła na głowę swoją konkurencję. Bardzo chciałabym poprzednie zdanie napisać w czasie teraźniejszym, z przykrością jednak stwierdzam, iż zrobić tego nie mogę.



Jak co kwartał wyczekiwałam nowego numeru z pewną dozą niecierpliwości. W końcu na stronie magazynu na Facebooku pojawiła się informacja "Już w kioskach odmieniona Viva!Moda", a mym oczom ukazała się kiczowata okładka z Anją Rubik. Do tej pory myślałam, że sesja z udziałem naszej topmodelki z urzędu nie może być zła, jednak ze względu na ten przypadek muszę zweryfikować swoją tezę (chociaż z drugiej strony wyjątek ponoć potwierdza regułę). Mimo wszystko nie zniechęca mnie to do zakupu, w końcu nie powinno oceniać się niczego po okładce. Przy kasie sprzedawca przygląda się na przemian mi w mocnym makijażu oraz odzianej na czarno, i temu, co zamierzam kupić, starając się ukryć swoje lekkie zdziwienie. Zostaję pozytywnie zaskoczona niższą ceną magazynu oraz większą ilością stron. Na tym w mojej opinii kończą się pozorne zalety nowej wersji magazynu.

Naprawdę byłabym w stanie przymknąć oko na zmienioną oprawę magazynu i te kilkadziesiąt dodatkowych, nie wnoszących nic nowego stron z wyselekcjonowanymi ubraniami i dodatkami na nadchodzący sezon, gdybym tylko dalej na łamach pisma mogła znaleźć te same, profesjonalne treści. Niestety, zamiast przeczytania artykułu Aleksandry Boćkowskiej o modzie w PRL-u czy felietonu Janusza Noniewicza, mam niepowtarzalną okazję zajrzenia do szafy Sary Boruc. Dziękuję, ale mam już swoją garderobę i gdybym przypadkiem zapomniała, co się w niej ciekawego znajduje, w każdej chwili mogę tam zerknąć. Oprócz tego dowiedziałam się, w którym nowojorskim klubie bywa Rihanna. W tym momencie chciałabym napisać jakiś inteligentny komentarz w tej sprawie, ale jedyne co przychodzi mi do głowy to "Omg! Z tą wiedzą mogę teraz umierać w spokoju". Na sesję pt. "Król jest nagi" spuszczam kurtynę milczenia. Szkoda, bo z pewnością wymagała wiele pracy i wysiłku.




Nie jestem ekspertem i mogę jedynie zgadywać, jakie motywy kierowały zarządem/właścicielem magazynu co do zmiany. Podejrzewam, że jednym z nich musiało być poszerzenie grupy odbiorców czy też po prostu zwiększenie wyników sprzedażowych. Nie rozumiem jednak, w jaki sposób nowa formuła Viva!Mody miałaby przyczynić się do osiągnięcia tych celów, skoro teraz nie różni sie ona zbytnio niczym od innych modowych gazet i tym samym nie ma czym zachęcić nowego, potencjalnego czytelnika. Jeżeli ktoś lubi wertować np. Hot Modę czy Glamour, to dlaczego nagle miałby zmienić swoje przyzwyczajenie czy też skusić się na zakup kolejnego, nieznanego mu magazynu? Co więcej, kilka, o ile nie kilkanaście procent stałych czytelników, podobnie jak ja z pewnością poczuje się rozczarowanych i straci zainteresowanie gazetą.

Na zakończenie dodam jeszcze, że chcąc nie chcąc żyjemy w epoce Internetu. Osobiście nie znam nikogo, kto wyczekiwałby co miesiąc, co też gazeta w kwestii zakupów i stylizacji mu zasugeruje. Po co ma czekać, skoro już teraz może podpatrzyć ulubioną blogerkę lub wejść na fanpage swojej ulubionej marki. Dlatego w moim przekonaniu to właśnie profesjonalna opiniotwórczość i inspirowanie w dobrym guście powinno stanowić siłę magazynu, bo mimo wszystko polski wirtualny świat dalej cierpi na deficyt tych wartości w kwestii mody.

Podsumowując, nie wiem dokąd zmierza nowa Viva!Moda, jednak jako dotychczasowy, wierny czytelnik zalecałabym zawrócić na poprzednią, ambitniejszą ścieżkę.




Nowszy post Starszy post Strona główna

0 komentarze: